home historia obiekty forum linki
dołącz do nas
aktualności o nas blog ekonomia speedwaya napisali o nas Galeria
Wyjazdy, wyjazdy…
Dodano: 2009-04-13 12:25:39

< Wstecz


Dla nas, kibiców zamieszkałych w Warszawie każdy mecz jest wyjazdowy! Doceńcie to, panie i panowie z Leszna, Torunia, Piły… Właśnie Lublin i Piła są tymi szczęśliwcami po dłuższych przerwach w zawodach ligowych u siebie. My w Warszawie zorganizowaliśmy dla „wygnańców” – jak sami o sobie mówili –  oglądanie zawodów ekstraligowych w Restauracji Rooster.

 

Było mnóstwo starych znajomych oraz „nowych” –  w szalikach klubowych, z uśmiechem na ustach. Wypełnialiśmy uprzednio przygotowane programy zawodów, typowaliśmy wyniki, klaskaliśmy i wrzeszczeliśmy jak na stadionie. Ja zapaćkałam wszystkie możliwe szyby restauracji swoimi starymi plakatami żużlowymi. Byłam szczęśliwa, słysząc ryk motoru  żużlowego ustawionego pod restauracją. Przechodnie zatrzymywali się i siadali na motocyklu. Tak będzie częściej, bo manager Roostera był zadowolony z reklamy! My również, bo ilość stolików i monitorów pod sufitem była wystarczająca. Ale nie ma to jak speedway na żywo!

 

Wybrałam się więc na Kryterium Asów. Miło było spotkać zaprzyjaźnionych chłopaków z Torunia, Piły, Gniezna i Lublina. Ale nie dane mi było dłużej z nimi pogadać, bo byłam pędzona do samochodu zaraz po zawodach. Nie można było wejść do parkingu jak to w Bydgoszczy… Nie lubię takich wyjazdów – prosto z samochodu na sektor, potem z góry popatrzeć na zawodników na motorach i na parking  poprzez  siatkę jak małpa w ZOO. Ja lubię kulisy, poszwendać się po parkingu, zbierać kamienie z toru, wypić kawę plujkę w śmierdzącym warsztacie, poplotkować z toromistrzem i mechanikami… Takie luksusy miałam na Racławickiej, teraz  tylko w Gnieźnie i w Ostrowie.

 

Lubię jeździć na mecze wyjazdowe pociągiem i nie skazywać się na gusta innych. Choć samochodem jest wygodniej i pod sam stadion, to jednak trzeba iść z grupą. A wyjazd pociągiem lepiej smakuje. Wymaga więcej wysiłku, przesiadek, dojście do stadionu... Wtedy poznaje się troszkę miasto i ludzi. I można dojechać wcześniej na stadion, wkraść się do parkingu, porobić z bliska zdjęcia zawodnikom. Pamiętam jak w sezonie 2007 udałam się do Rybnika. Początek wakacji, piękna pogoda, cóż z tego, że trzeba wstać o 5:00 rano i tłuc się przez całą Polskę. Przed każdym wyjazdem ogarnia człowieka „rajzefiber” jak mówią koledzy ze Świętochłowic. Ja też tak mam. Wtedy w Rybniku przed zawodami był festyn. Na estradzie kabareciarze – gwara śląska, miodzio. Potem konkurs wiedzy o żużlu dla kibiców. Zgłosiłam się. Byłam jedyną babą. Do tego w barwach Startu Gniezno. Już za sam wygląd dostałam porcję oklasków. Niestety, trafiłam na techniczne pytania (ile centymetrów  obwodu  ma tylna opona itp.) i dałam ciała. Zwyciężył – pamiętam – sympatyczny młody Alojz. Pogratulował mi odwagi i postawił browarka. Po zawodach powrót nocnym pociągiem z dwugodzinnym czekaniem w Katowicach. I gdyby nie ten wyjazd, to nigdy nie miałabym okazji podziwiać pięknie oświetlonego Spodka nocą... A wyjazdy zorganizowane? Autokary kibicowskie? To też wyjazdy z przeżyciami typu sport ekstremalny!

 

Pamiętam w sezonie 2002 wyprawy autokarami spod Racławickiej. Do Lublina aż dwa pojechały, taki był duch w narodzie. W strasznym upale i z ciepłym piwem w puszkach  śpiewaliśmy piosenki i darliśmy się wniebogłosy „Darek, Darek, Darek Fijałkowski” oraz ułożone specjalnie na ten wyjazd przyśpiewki. W przydrożnym zajeździe zamówiliśmy piwo. Nie zdążyłam go wypić i poganiana przez organizatorów zabrałam szklankę zimnego Żywca do autokaru ze sobą. Do dziś mam poczucie winy z powodu tej kradzieży. Szklanka stoi na półce w kuchni i trzymam w niej natkę pietruszki. Ilekroć na nią spojrzę, przypomina mi się ten wyjazd. A w październiku pojechaliśmy na baraże do Opola. Śnieg już leżał na ulicach. Ale co to dla nas… Ciepłe kurtki i hajda. Specjalnie uszyłam na ten wyjazd fanę „WKM Gwardia Warszawa I Liga”. Bo wygraliśmy wysoko u siebie i Opole to miała być tylko formalność. Niestety, z powodu opadów mecz był przełożony na poniedziałek. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z tą flagą i autokar musiał wracać do Warszawy. Grupa 15 fanatyków została w Opolu do poniedziałku, ja niestety miałam Dzień Nauczyciela  następnego dnia i musiałam wrócić…To były czasy…

 

Czy to se ne vrati, pane Hawranek…?

 

Teresa Juraszek

 

 


< Wstecz


Skomentuj ten artykuł na forum!