home historia obiekty forum linki
dołącz do nas
aktualności o nas blog ekonomia speedwaya napisali o nas Galeria
Hurra, mam następcę!
Dodano: 2010-06-23 10:21:30

< Wstecz


Już przestałam być jedynym dziwadłem z Warszawy paradującym w spódnicy z szalików. Mój uczeń Jarek (nomen omen) z gimnazjum odważył się kibicować Jarkowi Hampelowi na zawodach GP w kevlarze swojego imiennika. Kupił kombinezon z logiem Atlasu na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

 

 

W tym roku w Lesznie, Pradze i Toruniu siedział ubrany jak żużlowiec na sektorze ze swoimi rodzicami. Pod Motoareną przeciskając się przez tłum do stoiska z książkami Wiesława Dobruszka (kupił oczywiście nową książkę o Jarku) – był zaczepiany przez kibiców chcących sobie zrobić z nim zdjęcie. To wymaga wiele odwagi i charakteru, żeby wyróżniać się spośród tłumu. Wiem coś o tym, byłam zaczepiana na stadionie w Pile w ubiegłym roku. Ubrałam swoją spódnicę, aby dotrzymać słowa danego Rafałowi Wilkowi. Po drodze pytano mnie, co reklamuję albo że muszę założyć czapkę i rękawiczki do kompletu. Zbywałam to uśmiechem, gestem i przeczeniem głową. Jarek musiał uzbroić się w cierpliwość i luz, bo zaczepki nie zawsze były życzliwe. Ale zamanifestował swoją miłość do idola tak jak ja na swój sposób do żużla.

 

 

Już w szkole na początku naszej znajomości od września ubiegłego roku zaintrygował go mój srebrny wisiorek z wizerunkiem żużlowca. Bardzo się ucieszył, że w nowym gimnazjum znalazł nauczycielkę, z którą może pogadać o żużlu. Na Dzień Nauczyciela Jarek sprawił mi niespodziankę, ubierając się w czarną koszulkę Sparty Wrocław. Bo rodzice Jarka pochodzą z Wrocławia i podobnie jak ja z synem kibicujemy mojemu rodzinnemu Startowi, tak i oni są wierni drużynie Marka Cieślaka. Do kompletu dokupili synowi kask, gogle i rękawiczki od Damiana Balińskiego, a motocykl żużlowy czeka w garażu aż  Jarek dosiądzie go jako szkółkowicz. Na razie jak wiadomo w Warszawie nie ma szans na treningi. A więc kibicuje Jarkowi Hampelowi i śledzi jego wyniki w lidze szwedzkiej i polskiej. Jestem bardzo szczęśliwa, że mam z kim wymienić poglądy w szkole czy pożyczyć Super Speedway trudno osiągalny w stolicy.

 

Do Torunia wybraliśmy się zorganizowaną grupą wyjazdową. Jak zwykle prowadziłam w busie quiz żużlowy i przeczytałam od deski do deski ostatni Tygodnik Żużlowy. Przez półtora miesiąca nie miałam czasu ani na dokładne czytanie tygodnika ani na pisanie felietonu. Miałam co prawda trzy pomysły – o stadionowym jedzonku, o stosunkach pilsko-gnieźnieńskich i „Gadżety żużlowej kobiety”, ale brakło mi kilku zdjęć do ilustrowania artykułów i spokojnej głowy do pisania.

 

 

Końcówka roku szkolnego to horror. Szczególnie dla tak ambitnej nauczycielki jak ja. Zawsze muszę się w coś zaangażować. Tak więc napisałam scenariusz spektaklu o Chopinie na konkurs ogólnopolski i wyreżyserowałam premierę przedstawienia. Ku mojemu zdziwieniu otrzymałam pierwszą nagrodę! Publikacja w prasie specjalistycznej, zaproszenie na kolejne przedstawienia… To zobowiązuje. A w czerwcu wzięliśmy udział w festiwalu Chopin Open z grupą raperską. Szlifowanie nadesłanych przez uczniów rymowanek, próby popołudniowe z choreografem, występy na Placu Teatralnym, nie mówiąc już o pisaniu sprawozdań, wystawianiu ocen, przygotowywaniu części artystycznej zakończenia roku i normalnych planowych lekcjach… A w każdy weekend studia podyplomowe.

 

Tak więc felietony zeszły na dalszy plan, ale teraz się poprawię. Planuję wyjazd do Rybnika na mecz Startu Gniezno i znów będzie materiał na nowe artykuły. A na razie mam przed oczami Motoarenę. Byłam 3 czerwca na Mistrzostwach Polski Par Klubowych i siedziałam na trybunie, bo bilety kosztowały tylko 15 zł. Wraz z grupą warszawskich kibiców stwierdziliśmy, że jest to jedyna okazja, żeby oglądać zawody znad linii startu. Niestety, siedzieliśmy wysoko i nie czuliśmy zapachu spalonego metanolu, a i moje orły Startu Gniezno nie pokazały wysokich lotów. Natomiast na Grand Prix mieliśmy miejscówki w strefie niebieskiej i to w trzecim rzędzie od toru. Świetna widoczność pierwszego łuku, na płocie flaga „Warszawa”, żadnych „spitusów” słaniających się na nogach, piękna pogoda. Wysoko dumnie  trzymaliśmy czerwone kartoniki podczas hymnu - ocierając ukradkiem łzy szczęścia…

 

A Jarek obok mnie! I tak pięknie zamanifestował swoją miłość do żużla!


< Wstecz


Skomentuj ten artykuł na forum!