
Mistrz Świata na żużlu 2010, Tomasz Gollob od ostatnich zawodów z cyklu Grand Prix w Bydgoszczy regularnie jeździ po Polsce na spotkania z kibicami. Już w najbliższy wtorek będzie gościem programu Kuby Wojewódzkiego. Wszyscy kibice pozytywnie zaskoczeni są otwartością Polaka, który długo i barwnie potrafi odpowiadać na pytania. Nie inaczej było w czasie niezwykle udanego spotkania z kibicami w Piwiarni Warki w Warszawie. Poniżej prezentujemy złote myśli Tomasza Golloba.
O momentach zwątpienia
Tych momentów było kilka, pierwszy w 1994 roku. Wtedy chciałem wrócić do ukochanej piłki, ale zdobyliśmy drużynowe wicemistrzostwa świata i ponownie nabrałem ochoty na walkę. Później w 1999 roku po upadku we Wrocławiu w pewnym momencie pomyślałem, że to wszystko już nie ma sensu. Następnie były wypadki samochodowe, lotnicze, które były kolejnymi przystankami, żeby się zastanowić.
O końcu kariery
Trzy lata temu, kiedy podpisałem kontrakt w Gorzowie, mój ojciec wziął mnie na rozmowę i powiedział, że czas już chyba to wszystko powoli kończyć. Miałem jeździć w Rzeszowie, gdzie uzgodniłem warunki kontraktu, a ojciec powiedział, że to już chyba najwyższy czas, żeby zakończyć karierę. Nasza rozmowa trwała całą noc. Wysłuchałem ojca i powiedziałem mu, że mam jeszcze dużo pozytywnej energii w sobie. Ojciec odpowiedział, że mam już tyle medali, że kolejne nic mi przecież nie dadzą. Ja jednak zaznaczyłem, że interesuje mnie tylko złoty medal. Ojciec wtedy pogratulował mi optymizmu… Kiedyś postanowiłem, że kiedy zdobędę tytuł mistrza świata, zakończę karierę na stadionie. Kiedy już było tego bardzo blisko w tym sezonie stwierdziłem, że nie ma sensu kończyć, bo dopiero powoli rozpędzam się. Na pewno przez najbliższe lata może być tylko jeszcze lepiej!
O swoim teamie
Tomasz Gaszyński to prawdziwy Amerykanin! On urodził się w USA. Powiedział, że kiedy zdobędę mistrzostwo, to pójdzie na emeryturę. Ale członkowie mojego teamu nie wyobrażają chyba sobie, że mógłbym zakończyć karierę. Dla nich też skończył się jakiś ważny etap w życiu. Ja chyba nie umiałbym tak z dnia na dzień stanąć i zająć się czymś innym. My wciąż chętnie wyjeżdżamy na zawody.
O walce z rywalami
Jesteśmy przyjaciółmi, choć ostro rywalizujemy na torze. Rywalizacja nie przekłada się na nasze relacje prywatne. Normalnie jemy razem obiady, mamy do siebie szacunek, ale istnieje granica, której nie można przekroczyć. Nicki przekraczał tę granicę 2-3 lata temu, ale zawodnicy uświadomili mu, że już dalej tej granicy nie może przekraczać. Lubię rywalizację, gdy każdy chce wygrywać. Crump zachował się w tym roku z pełną klasą, kiedy dał mi plastron. Mistrzowie wiedzą, ile zdrowia to kosztuje. Kiedy miałem 30 lat, to pozostali zawodnicy nie chcieli oddać pola młodemu zawodnikowi ze Wschodu. Dla mnie w pewnym momencie kurtyna była zamknięta. Ale ja byłem takim samym człowiekiem jak oni i chciałem dołączyć do światowej czołówki.
O bydgoskiej orbicie
Kiedyś tory regularnie odsypywały się po zewnętrznej. Nie boję się szybkości. Od pewnego czasu powstają jednak tory sztuczne. Na początku wszyscy jeździli przy krawężniku, a ja po szerokiej. Zrozumiałem to, kiedy podpisałem kontrakt w Gorzowie. Musiałem się nauczyć szybko jeździć przy krawężniku. Teraz potrafię jeździć po każdym promieniu. A już najlepiej po tym, który jest najszybszy.
O Rickardssonie
Startów na żużlu uczyłem Tony Rickardssona! Tony zawsze dobrze jeździł na żużlu, ale nigdy nie miał dobrych startów. Był taki moment, kiedy Tony przyjeżdżał na treningi do Bydgoszczy. Zaprzyjaźniłem się z nim. Ustaliłem, że będziemy rywalizowali, a on odparł, że to on pierwszy będzie mistrzem świata. Pokazałem mu, jak ja szybko wychodzę spod taśmy: o co chodzi z nogami, kręgosłupem. On wszystko sobie szybko poukładał i teraz żałuję, bo to Tony kilka razy został mistrzem świata. O naszych dobrych relacjach świadczy jednak to, że przyjechał do Bydgoszczy na ostatnie Grand Prix. Wtedy przypomniałem mu rok 1999. Zastanawialiśmy się, czy on wtedy został mistrzem, bo był taki dobry, czy dlatego że był rudy i miał szczęście…
O zmianach po zdobyciu mistrzostwa
Po zdobyciu tytułu nic w moim życiu kompletnie się nie zmieniło. Co najwyżej to, że jeżdżę prawie codziennie na różne spotkania. To chyba dobrze dla całej dyscypliny. Jeśli uda mi się zwiększyć popularność żużla, to będę z tego powodu dumny. Muszę wszystkich zaskoczyć, bo od bardzo ważnej osoby w tym kraju dostałem życzenia… normalności.
O wyróżnianiu się z tłumu
Śledzę i podziwiam rozwój Justyny Kowalczyk. To jest taki jak ja sportowiec, który także pociągnął do przodu swoją dyscyplinę. Zawsze trzeba być trochę innym niż wszyscy. Tłum nie lubi normalności. Jeżeli słowo Gollob jest synonimem polskiego żużla, to mnie to tylko bardzo cieszy.
O zmianie GM-a na Jawę
Zmiana silnika miała miejsce w moim przypadku być może zbyt późno. Ostatnie dwa lata na Jawie były dla mnie mordęgą, bo nikt tych silników już nie robił, więc ja sam je musiałem regulować. Później przesiadłem się na GM-a i potrzebowałem dwóch lat, żeby całkowicie zrozumieć zachowanie tego silnika. Oba silniki można porównać do samochodów. One są jak Audi i Mercedes. I to jest dobre i to jest dobre, ale jednak ten Mercedes jest lepszy od dobrego.
O zmianach w życiu prywatnym
Generalnie moje życie to teraz w 100% sport. Kiedy byłem piękny i młody, to zawsze sport wypełniał cały dzień: piłka, hokej, ja nawet nie wsiadałem do autobusu, tylko za nim jechałem na rowerze na trening. Obecnie wygląda to podobnie i też poświęcam się w 100% dla sportu.